I uderzył ostatni raz, a ja potem na rowerze pojechałam do domu przez ciemność i śnieżną burzę.Czułam się obserwowana. Wzdrygnęłam się i kontynuowałam moją drogę do domu. Śnieg zaczął mocniej padać.
-"Cholera,dlaczego to nie jest lato?" - mruknęłam do siebie. Teraz jestem w domu. I próbowałam otworzyć drzwi, ale były zamknięte.Mój telefon zadzwonił. To był mój tata.
-Hej to ja Rose. - powiedziałam i uśmiechnęłam się. Zadzwonił aby powiedzieć mi że wróci za kilka minut.
-Umm, cześć Rose...Cóż choroba Amy...źle z nią od kilku godzin.Wzięliśmy ją do szpitala.
-Wiesz jak daleko jest szpital od domu..Czy twój przyjaciel nadal tu jest? Nie otwiera. - powiedziałam starając się nie płakać.
-Wszyscy wiemy,że twoja siostra poszła, ale teraz...
-Tak jestem teraz w domu. Nie martw się o mnie, mogę zostać sama.Nie ma problemu, a mama? Przytul ją ode mnie i życz jej wszystkiego dobrego, dobrze? - odpowiedziałam ze łzami w oczach.
-Taa. Śpij dobrze, Rose.Zadzwonimy jutro jak będziemy mieć jakieś wieści.
-Mam nadzieję...Dobra cześć, dużo szczęścia. *połączenie zakończone*. Otarłam łzy z twarzy. Musiałam być silna nawet gdy byłam sama. Zaczęłam szukać mojego klucza, ale nie mogłam go znaleźć. Gdzie mam iść? To znaczy, że moja rodzina przeniosła się z dala od mojego domu rok temu, więc nie mam tu żadnych krewnych. A moi przyjaciele po prostu poszli na narty.Super. Było już ciemno i padał śnieg..Miałam iść do jednego z moich sąsiadów? Byli mili. Prawdopodobnie był to najlepszy pomysł.
-Hej piękna!Czemu siedzisz tutaj sama?Jest zimno! - usłyszałam męski głos. To było naprawdę głębokie,ale nie nieprzyjemne. Nie wiedziałam do kogo ten głos należy.Ubrany na czarno mężczyzna pojawił się przede mną po czym przysiadł się obok mnie na ławce.
-Umm, okey. - powiedziałam cicho.
-Cy potrzebujesz pomocy? - dalej mówił bardzo łagodnie. Jego głos był naprawdę miły. Gdy skończył mówić zaczął skanować moje ciało.Oblizał wargi. Podszedł jeszcze bliżej mnie. Miał krótko ścięte włosy i był naprawdę wysoki. Miał silne mięśnie,które można było zobaczyć "na kurtce", która świetnie na nim leżała.
-Nie.Nie potrzebuję pomocy. - odpowiedziałam szybko na jego pytanie. - Ja...ja muszę już iść.
Wstałam i zaczęłam chodzić do domu jednego z sąsiadów, ale on chwycił moją dłoń i przyciągnął mnie z powrotem.
-Wiem, że potrzebujesz pomocy więc pozwól mi pomóc! - mruknął ze złością mi do ucha. Złapał mnie za drugą rękę w tej samej chwili, podszedł do przodu w stronę czarnego wozu. - Chodź, zabiorę cię do mojego mieszkania. Możesz tam poczekać, aż twoja rodzina wróci. - znów mówił miło i pogodnie. Nie mogłam nic zrobić, był za silny. Próbowałam się wyrwać...krzyknęłam. Ale burza była bardzo głośna, więc nikt nie usłyszał mojego krzyku.Ale miałam pomysł. Otworzył drzwi od strony pasażera,wsiadłam, a on zamknął drzwi. Kiedy udał się w stronę siedzenia kierowcy, a ja spróbowałam otworzyć drzwi.On po prostu się roześmiał. Pewnie, że były zamknięte.Zblokowane.Dobra, plan nie wypalił. Otworzył drzwi, a ja próbowałam go uderzyć. Znów się roześmiał.
-Chodź piękna. Przecież wiesz, że jestem silniejszy od Ciebie. - Potem usiadł i zamknął drzwi. Byłam sfrustrowana i przerażona.Co on zrobi?Co się stanie? Czy on..Nie, nie myślę o tym.Przełknęłam ślinę i spojrzałam w dół, nie powiedziałam ani słowa. W samochodzie było tak cicho, że można było usłyszeć burzę na zewnątrz.Wszystkie domy były mi znajome, ale nikogo nie było.Po chwili powiedziałam cicho.
-Zabierz mnie stąd.Proszę. Chcę być w domu.Nie patrz na mnie. Zabierz mnie stąd!!! - krzyczałam. Chciałam wrócić do domu.Znaleźć swoich rodziców i siostrę. Zasnąć w moim ciepłym łóżku. Ale on zignorował mnie. Zatrzymał się przy małym domku w garażu...
Od razu mówię:
Przepraszam za wszelkie niedociągnięcia, ale na początku ciężko mi było przetłumaczyć pierwszy akapit, bo po angielsku co chwila była zmieniana osoba i ciężko się połapać. Jak zauważycie błąd to piszcie, to poprawię. ;)
-"Cholera,dlaczego to nie jest lato?" - mruknęłam do siebie. Teraz jestem w domu. I próbowałam otworzyć drzwi, ale były zamknięte.Mój telefon zadzwonił. To był mój tata.
-Hej to ja Rose. - powiedziałam i uśmiechnęłam się. Zadzwonił aby powiedzieć mi że wróci za kilka minut.
-Umm, cześć Rose...Cóż choroba Amy...źle z nią od kilku godzin.Wzięliśmy ją do szpitala.
-Wiesz jak daleko jest szpital od domu..Czy twój przyjaciel nadal tu jest? Nie otwiera. - powiedziałam starając się nie płakać.
-Wszyscy wiemy,że twoja siostra poszła, ale teraz...
-Tak jestem teraz w domu. Nie martw się o mnie, mogę zostać sama.Nie ma problemu, a mama? Przytul ją ode mnie i życz jej wszystkiego dobrego, dobrze? - odpowiedziałam ze łzami w oczach.
-Taa. Śpij dobrze, Rose.Zadzwonimy jutro jak będziemy mieć jakieś wieści.
-Mam nadzieję...Dobra cześć, dużo szczęścia. *połączenie zakończone*. Otarłam łzy z twarzy. Musiałam być silna nawet gdy byłam sama. Zaczęłam szukać mojego klucza, ale nie mogłam go znaleźć. Gdzie mam iść? To znaczy, że moja rodzina przeniosła się z dala od mojego domu rok temu, więc nie mam tu żadnych krewnych. A moi przyjaciele po prostu poszli na narty.Super. Było już ciemno i padał śnieg..Miałam iść do jednego z moich sąsiadów? Byli mili. Prawdopodobnie był to najlepszy pomysł.
-Hej piękna!Czemu siedzisz tutaj sama?Jest zimno! - usłyszałam męski głos. To było naprawdę głębokie,ale nie nieprzyjemne. Nie wiedziałam do kogo ten głos należy.Ubrany na czarno mężczyzna pojawił się przede mną po czym przysiadł się obok mnie na ławce.
-Umm, okey. - powiedziałam cicho.
-Cy potrzebujesz pomocy? - dalej mówił bardzo łagodnie. Jego głos był naprawdę miły. Gdy skończył mówić zaczął skanować moje ciało.Oblizał wargi. Podszedł jeszcze bliżej mnie. Miał krótko ścięte włosy i był naprawdę wysoki. Miał silne mięśnie,które można było zobaczyć "na kurtce", która świetnie na nim leżała.
-Nie.Nie potrzebuję pomocy. - odpowiedziałam szybko na jego pytanie. - Ja...ja muszę już iść.
Wstałam i zaczęłam chodzić do domu jednego z sąsiadów, ale on chwycił moją dłoń i przyciągnął mnie z powrotem.
-Wiem, że potrzebujesz pomocy więc pozwól mi pomóc! - mruknął ze złością mi do ucha. Złapał mnie za drugą rękę w tej samej chwili, podszedł do przodu w stronę czarnego wozu. - Chodź, zabiorę cię do mojego mieszkania. Możesz tam poczekać, aż twoja rodzina wróci. - znów mówił miło i pogodnie. Nie mogłam nic zrobić, był za silny. Próbowałam się wyrwać...krzyknęłam. Ale burza była bardzo głośna, więc nikt nie usłyszał mojego krzyku.Ale miałam pomysł. Otworzył drzwi od strony pasażera,wsiadłam, a on zamknął drzwi. Kiedy udał się w stronę siedzenia kierowcy, a ja spróbowałam otworzyć drzwi.On po prostu się roześmiał. Pewnie, że były zamknięte.Zblokowane.Dobra, plan nie wypalił. Otworzył drzwi, a ja próbowałam go uderzyć. Znów się roześmiał.
-Chodź piękna. Przecież wiesz, że jestem silniejszy od Ciebie. - Potem usiadł i zamknął drzwi. Byłam sfrustrowana i przerażona.Co on zrobi?Co się stanie? Czy on..Nie, nie myślę o tym.Przełknęłam ślinę i spojrzałam w dół, nie powiedziałam ani słowa. W samochodzie było tak cicho, że można było usłyszeć burzę na zewnątrz.Wszystkie domy były mi znajome, ale nikogo nie było.Po chwili powiedziałam cicho.
-Zabierz mnie stąd.Proszę. Chcę być w domu.Nie patrz na mnie. Zabierz mnie stąd!!! - krzyczałam. Chciałam wrócić do domu.Znaleźć swoich rodziców i siostrę. Zasnąć w moim ciepłym łóżku. Ale on zignorował mnie. Zatrzymał się przy małym domku w garażu...
Od razu mówię:
Przepraszam za wszelkie niedociągnięcia, ale na początku ciężko mi było przetłumaczyć pierwszy akapit, bo po angielsku co chwila była zmieniana osoba i ciężko się połapać. Jak zauważycie błąd to piszcie, to poprawię. ;)
bede czytac na pewno ! szybko tłumacz .Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńHej opowiadanie zapowiada się świetnie !! I bardzo dobrze tłumaczysz ;) nie mogę się doczekac następnego rozdziału mam nadzieję, że szybko się pojawi ;)
OdpowiedzUsuńMeega tlumaczysz.!! :D
OdpowiedzUsuń